sobota, 3 kwietnia 2010

nie pamiętała nic.
Dwadzieścia dwie minuty spędziła w łazience patrząc na swoją własną twarz, która nagle wydawała jej się obca. Rozmiary mieściły się w geometrii zapamiętanego wczoraj obrazu, ale oczy zapadły się pozostawiając dwie czarne dziury.

Szum z ulicy przesiąkał przez firanki pamiętające jeszcze zeszłoroczne porządki. Warstwa szarego kurzu podpełzła cicho w kąt pokoju.
Piętro niżej na schodach szeleściły kroki pluszowych kapci. Blade jeszcze słońce wydrukowało na ścianie rozmyte kwadraty.

Czarne otwory zamrugały powiekami. Owal ust ziewnął i mruknął:
- cholera....firanki trzeba wyprać...

***

Tkanina była tak brudna, że osiadła na nich pasożytnicza warstwa była grubsza niż macierzysta tkanka materiału.
Świat za oknem był tylko mętnym zlepkiem dźwięków zapakowanych w poplamioną szmatę.

Wyjęła spod stołu małe, wyrwane ze zużytego prasowanego pudru lusterko i kawałek dwudziestocentymetrowej linijki.
Zwierciadełko podniosła na wysokość oczodołów i zmierzyła dokładnie każdy z dwóch otworów.
Podeszła do firanki. Nożyczkami o zielonych, plastikowych rączkach wycięła dwie dziury.

Ostrożnie zajrzała w patrzące na nią z naprzeciwka oczy. Przez chwilę świadomość oddzielała ją sztywno od powierzchni tkaniny.
Potem zajrzała jeszcze raz i utknęła między firaną a równie brudną szybą w płaskim świecie pełzających cieni i pajęczyn.

- raz bałam się że znikniesz...
( nie chciałaś wiedzieć)
- dwa razy zapytałam...
( nie chciałaś wiedzieć)