niedziela, 11 lipca 2010

mijam Cię w gestach
napotkanych osób
w dwuwymiarowych
spojrzeniach z gazet

w ułamkach ruchów,
niknących plecach,
fragmentach myśli,
słowach
milczeniach

Zawsze z wyrazem
płaskiego błękitu,
półobecności
szumu
szeptu dłoni,
w punkcikach palców
przedziwnej atrofii
szarej rezygnacji
i czarnej ironii

czwartek, 22 kwietnia 2010

obcy
w Krainie Wielkiego Nic
oczy znużone
śni

dwa krzyże
Jeden złożył na piersi
Drugi wzdłuż ciała
dwa krzyże
szeptem zapisał w pamięci

zimny
w Krainie Wielkiego Nic
usta czerwone
śpij

sobota, 3 kwietnia 2010

nie pamiętała nic.
Dwadzieścia dwie minuty spędziła w łazience patrząc na swoją własną twarz, która nagle wydawała jej się obca. Rozmiary mieściły się w geometrii zapamiętanego wczoraj obrazu, ale oczy zapadły się pozostawiając dwie czarne dziury.

Szum z ulicy przesiąkał przez firanki pamiętające jeszcze zeszłoroczne porządki. Warstwa szarego kurzu podpełzła cicho w kąt pokoju.
Piętro niżej na schodach szeleściły kroki pluszowych kapci. Blade jeszcze słońce wydrukowało na ścianie rozmyte kwadraty.

Czarne otwory zamrugały powiekami. Owal ust ziewnął i mruknął:
- cholera....firanki trzeba wyprać...

***

Tkanina była tak brudna, że osiadła na nich pasożytnicza warstwa była grubsza niż macierzysta tkanka materiału.
Świat za oknem był tylko mętnym zlepkiem dźwięków zapakowanych w poplamioną szmatę.

Wyjęła spod stołu małe, wyrwane ze zużytego prasowanego pudru lusterko i kawałek dwudziestocentymetrowej linijki.
Zwierciadełko podniosła na wysokość oczodołów i zmierzyła dokładnie każdy z dwóch otworów.
Podeszła do firanki. Nożyczkami o zielonych, plastikowych rączkach wycięła dwie dziury.

Ostrożnie zajrzała w patrzące na nią z naprzeciwka oczy. Przez chwilę świadomość oddzielała ją sztywno od powierzchni tkaniny.
Potem zajrzała jeszcze raz i utknęła między firaną a równie brudną szybą w płaskim świecie pełzających cieni i pajęczyn.

- raz bałam się że znikniesz...
( nie chciałaś wiedzieć)
- dwa razy zapytałam...
( nie chciałaś wiedzieć)

wtorek, 16 marca 2010

Wszyscy oni odeszli. Wszystkim pozwoliłam odejść.
Teraz patrzę na siebie i widzę ścianę za swoimi plecami.

Zostałam na plaży, której już nie ma.Przelewam morze łyżeczką
i niech ktoś mi powie, po co.Zasłaniam księżyc ręką,
co przecież nie znaczy że nie istnieje.

Dałam mu imię. Ale nie jest mój,
bo Panem jest ten
kto znalazł
a nie ten kto zgubił.

Wszyscy oni odeszli. Wszystkim pozwoliłam odejść.
Teraz patrzę na siebie i widzę ścianę za swoimi plecami.

sobota, 27 lutego 2010

w hali panował półmrok.
wielkość zatarta centylionem wirujących w przestrzeni punktów.
Pan rzekł:
- Jeśli jeszcze chociażby raz wspomnisz o tym że jest ciemno !!!
nigdy więcej mnie nie zobaczysz !

- ba... nigdy nawet o mnie nie usłyszysz, nie wspominając już o innych śladach mojego istnienia !!

pulsujące punkty na ułamek sekundy zamarły w przestrzeni. Pluszowe kotary musnęły betonowe ściany.
Zimno.Zimno.
Ziarenka piasku zalepiły serce w wilgotnym uścisku.
ćśś...
chodź tu, chodź...

- No, przecież ciągle tu jestem.
Nigdzie się nie ruszam.
Ani na ułamek sekundy.

-Idź. Połóż się.
Odpocznij.
Prześpij.

A kiedy rano wstaniesz,
mnie już nie będzie.
Tak samo jak nie było mnie wtedy,
wczoraj i dziś.